Sky Blue Bobblehead Bunny

1 grudnia 2012

One shot - Zocha

,,Miłość, silniejsza jest od śmierci" 

 

Kilka słów od Zośki:
 Prawdę mówiąc to, nie jest mój gatunek. Nie czuję się zbyt dobrze pisząc opowiadanie tragiczne, to jest moje pierwsze i mam co do niego mieszane uczucia.
Napisałam go dla Mańki, ponieważ ona właśnie takie lubi.
Ponoć o to chodzi, żeby się przy takim popłakać. Skończyłam je w jeden dzień i zdaje sobie sprawę, że mogą wystąpić błędy, za które bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że nikt mnie pobije za to co tutaj napisałam, chociaż sama mam na to ochotę.
Na koniec dodam, że dodanie tego one-shot’a doradziła mi właśnie Mańka,
dla której chcę go zadedykować.
 No, to zapraszam do czytania!
~ Zośka

Autor: Zośka
Paring: 2min
Gatunek: angst, romans
Ostrzeżenia: śmierć


(POV Taemin)   

Leżałem na łóżku, patrząc tępo w ścianę. Ostatnimi czasy dużo myślę, ponieważ w moim życiu wiele się dzieję. Co znaczy wiele?
Może nie w życiu zawodowym, ale w prywatnym - ze mną coś się dzieje.
Czułem się w każdym bądź razie dziwnie, gdy widziałem pewną osobę.
Były to przysłowiowe motylki w brzuchu, drżące ręce i mocno bijące serce.
Tą osobą był Minho – mój przyjaciel z zespołu.
Jest moim najlepszym przyjacielem. Chociaż na początku nie był przekonany do mnie jako ,,nowego maknae” to z czasem zaczął o mnie dbać. Jego opiekuńczość sprawiła, że stał się dla mnie kimś bliskim. Nie potrafiłem nawet tego nazwać. Czy mogłem go kochać?
Mężczyznę, do tego mojego przyjaciela? Niemożliwe, przecież to nie jest zgodne z naturą. Prawdą jest, że nie czułem też do niego więzi braterskiej. Patrzyłem na niego z całkiem innej strony.                               - Taemin? – usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwi i ujrzałem głowę Minho.
Podniosłem się i spojrzałem pytająco na obiekt moich rozmyślań.
- Key zrobił kolację, mam nadzieję, że zaraz zjawisz się w kuchni – powiedział, a ton jego głosu zdradzał, że coś go dręczy.
- Już idę, Hyung – rzuciłem, wstając z łóżka. Wyszedłem za nim z pokoju i skierowałem się do kuchni. Wszyscy już siedzieli przy stole i czekali tylko na mnie. Usiadłem tak jak zawsze obok Key i Minho.
Popatrzyłem na pyszne smakołyki przede mną i domyśliłem się, że Kibum’owi musiało się dzisiaj nudzić. Siedział dumny obok mnie, zbierając pochwały za dobrze odwaloną robotę.
- Zjedzmy ze smakiem! – uśmiechnął się Onew, a zaraz potem zaczęliśmy konsumować.
Hyung bardzo się postarał, było bardzo pyszne. Jednak, nie potrafiłem dużo zjeść. Gmerałem drewnianymi pałeczkami w misce z ryżem i gotowanymi warzywami.
Westchnąłem i oparłem głowę na dłoni.
- Wszystko w porządku Taemin? – zapytał mnie Minho, patrząc na mnie z troską.
Mógłby mówić tak do mnie codziennie o każdej porze. Jego głos, a do tego ten kojący ton, przyprawiał mnie o zawroty głowy.
- W porządku, Hyung – rzuciłem, próbując nie zdradzić tego, jak bardzo drży mi głos.
W tym momencie miałem przed oczami obraz Minho, który za kilka lat będzie dbał tak o swoją dziewczynę, a nawet żonę. Owładnęła mną zazdrość, nie wiem jak wytrzymałbym ten widok. Minho - on jest mój. Co z tego, że jest mężczyzną.
Kocham go.
,,Kocham” odbijało się w mojej głowie niczym echo w lesie. To było dziwne. Nie wydawało mi się jednak, że jest tylko przejściowe. Czułem to od dawna, jednak bałem się nazwać. Nie przeszkadzało mi , iż tym samym przyznałem się do tego, że mogę być homoseksualistą. Największą przykrość sprawiał mi fakt, że ta miłość będzie bardzo nieszczęśliwa. Nie powiem mu. Co by o mnie pomyślał? Zrobiło mi się smutno, kiedy zdałem sobie sprawę, że będę musiał się kiedyś pożegnać z jego opiekuńczością i patrzeć jak odchodzi z kobietą. Nie chcę na to patrzeć.
Nie mogłem być z nim dłużej tak blisko. Jeśli teraz nasze relacje będą chłodniejsze, to później łatwiej mi będzie pogodzić się ze wszystkim.
- Jej! Taeminnie! Dlaczego nie jesz? Zdajesz sobie sprawę ile się natrudziłem? – odezwał się Key, patrząc podejrzliwie na moją miskę.
- Przepraszam. Zamyśliłem się, ale naprawdę bardzo pyszne! – posłałem mu wymuszony uśmiech i włożyłem pośpiesznie trochę ryżu do ust.
Długo wszystko przeżuwałem i połykałem, próbując odgonić myśli.
- Ah. Było pyszne, Key – powiedział Jonghyun, który właśnie skończył i oparł się o oparcie krzesła, masując swój lekko wypukły brzuszek.
- Nie jedliśmy tak dobrze, odkąd zaczęliśmy promocję – odezwał się Onew, pochłaniając kurczaka ze swojego talerza.
- Na szczęście skończyliśmy i mamy trochę wolnego czasu – wtrącił się Key, obdarzając wszystkich promiennym uśmiechem. – To co jedziemy na zakupy? – Był w bardzo dobrym humorze. Sama myśl o zakupach sprawiała mu radość.
W mojej głowie pojawiło się ostrzeżenie. Jeśli Key Hyung chce iść na zakupy to trzeba wiać.
- Ale mi się chce spać – rzuciłem, przeciągając się. – Dziękuje, za kolację.
- To kto pojedzie ze mną jutro do centrum handlowego? – usłyszałem, zanim wyszedłem.
Wróciłem do pokoju, chwyciłem pidżamę i skierowałem się do łazienki.
Obmyłem twarz zimną wodą, mając nadzieję, na chociaż  tymczasowe otrzeźwienie.
,, Taemin, ogarnij się!” – wrzasnąłem sobie w myślach. Popatrzyłem na swoje odbicie w lustrze, opierając dłonie na chłodnej umywalce. Cicho warknąłem i ochlapałem je, nie chcąc na siebie dłużej patrzeć. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic.
Zimna woda ochładzało moje ciało, ale nie przynosiła ulgi duszy.
Zapłakałem. Słone łzy mieszały się z wodą. Wydawało mi się, że to bez powodu, jednak było inaczej. Nie chciałem teraz o tym myśleć.
Po dziesięciu minutach, znalazłem się znów w swoim pokoju, tylko tym razem odświeżony. Położyłem się na łóżku i otarłem mokre kąciki oczu.
- Nie ma tu może moich słuchawek? – do pokoju wparował Minho, rozglądając się.
Przykryłem twarz poduszką, kiedy zapalił światło, aby nie widział w jakim jestem stanie. Nie chciałem też na niego patrzeć, bo sprawiało mi to ból.
- Puka się. – warknąłem.
- Taeminnie? Coś nie tak? – pytał trochę zdezorientowany moim chłodnym tonem.
- Nie. Szukaj tych słuchawek, a jak ich nie ma, to wyjdź i daj mi spać – rzuciłem, a moje własne słowa z ledwością przechodziły mi przez gardło.
Jak mogłem potraktować tak, zawsze dbającego o mnie Minho?
- Chyba, jednak zostawiłem je w bluzie. Przepraszam. – wyszedł.
Z ledwością powstrzymywałem szloch, gdy mówił tak smutnym głosem.
Dałem upust łzom, usłyszawszy jego cichnące kroki na korytarzu.
Minho, gdybyś tylko wiedział jak bardzo cię kocham…
    Obudziłem się nad ranem, nie mogłam spać z powodu koszmarów.
Przewracałem się na łóżku, ale doszedłem do wniosku, że ponowna próba snu jest bezsensowna. Wstałem i poczłapałem do łazienki. Umyłem się, ubrałem i uczesałem.
Naszła mnie ochota na wielbione przeze mnie – mleko bananowe. Poszedłem do kuchni i wyjąłem jeden kartonik z lodówki. Usiadłem przy blacie i z radością rozkoszowałem się jego pysznym smakiem, przypominając sobie dzieciństwo.
- O Taemin? Nie śpisz już? – podskoczyłem jak oparzony na krześle, widząc stojącego w drzwiach Minho.
Ucieszyłem się na jego widok, wyglądał tak słodko w rozczochranych włosach. Skarciłem się za wzdychanie nad jego przystojną twarzą i przyjąłem swoją chłodną maskę. Dlaczego też musiał wstać wcześniej?
- Jak widzisz nie – rzuciłem i ponownie zacząłem sączyć napój.
- Źle spałeś? Mam nadzieję, że nie masz koszmarów – mówił stojąc do mnie plecami, ponieważ nalewał sobie wodę do szklanki.
- Nawet jeśli tak, to co z tego?
- Taemin? Wstałeś dzisiaj lewą nogą czy jak? – zapytał odwracając się gwałtownie i przyglądając mi się bacznie.
- Nie… - skwitowałem krótko i posłałem mu kpiarskie spojrzenie.
Przysiadł się do mnie i oparł o krzesło, ignorując moją postawę.
- Onew pojechał do rodziny. Jonghyun nie potrafił odmówić Key i pojechali na zakupy. Skoro jesteśmy sami to pomyślałem, że może coś razem porobimy albo gdzieś pojedziemy? – W jego oczach igrały radosne ogniki, cieszył się, że możemy spędzić trochę czasu razem. Spanikowałem. Spędzenie całego dnia z osobą, którą się kocha, ale ona o tym nie wie. Jak mam go dalej od siebie odsuwać? Jak się nie zdradzić?
Tyle pytań kłębiło się w mojej głowie.
- Nie mam ochoty. – mruknąłem niechętnie, wyglądając na znudzonego, ale tak naprawdę dłonie zaczęły mi drżeć.
- Nie rozumiem cię. Dlaczego się tak zachowujesz? Co ja ci takiego zrobiłem?
Masz mi coś za złe? – zmarszczył czoło, patrząc na mnie gniewnie.
- Nic mi nie zrobiłeś - powiedziałem, trochę zdziwiony jego reakcją.
- To co, masz zły dzień? Wczoraj też miałeś? Co się z tobą dzieje? Od kilku tygodni chodzisz jakiś nieswój. Unikasz mnie. Ach, wiesz co Taemin, jeśli tak bardzo cię wkurzam, to mi to po prostu powiedz! – walnął pięścią w stół, aż podskoczyłem.
Wstał, odsuwając ze zgrzytem krzesło i wyszedł pełny furii.
Zamknął się w łazience i po chwili usłyszałem szum lejącej się wody.
Co mam teraz zrobić? Chciałem go unikać, myślałem, że to będzie prostsze, ale moje serce... Nie potrafiłem tego dłużej ciągnąć. Siedziałem przez chwilę mając w głowie pustkę, aż do momentu głośnego trzaśnięcia drzwi. Poczułem impuls, wstałem i bez zastanowienia, pomaszerowałem do jego pokoju. Wszedłem do niego ze spuszczoną głową, tak jak dawniej.
- Hyung - zawyłem. – Przepraszam cię – popatrzyłem na jego srogą twarz.
Siedział na łóżku, patrząc w punkt obok mnie. Podszedłem do niego bliżej i najwyraźniej zmiękło mu serce. Westchnął głośno i łaskawie na mnie spojrzał.
- Powiedź mi, co się stało, dobrze? – poklepał miejsce obok siebie. Usiadłem, głęboko się zapowietrzając. Siedziałem obok niego, patrząc na jego przystojną twarz.
- Nie lubisz mnie? – sam zaczął temat.
- Nie. Właśnie chodzi o to, że lubię – zapiekły mnie policzki z zawstydzenia. – Nawet bardzo. -
Minho popatrzył na mnie zdziwiony. Zastanawiałem się, czy wie o co mi chodzi.
Ach, niech się dzieje co chcę, powiem mu.
- Hyung, już kilka tygodni temu zdałem sobie z czegoś sprawę i przez to się tak zachowuję, bałem się twojej reakcji – wytłumaczyłem pokrętnie, a brunet na chwilę spuścił wzrok.
- Ty też – wyszeptał z lekkim uśmiechem. Popatrzyłem na niego, nie wiedząc o co chodzi.
- Tylko, że ja nie potrafiłbym cię tak traktować. Krajałoby mi się serce – przysunął się bliżej.
- Hyung, bałem się co sobie o mnie pomyślisz. Nie wiedziałem, jak zareagujesz. Bolało mnie serce na samą myśl odtrącenia – mówiłem, patrząc mu głęboko w oczy.
- To zabawne. Myślałem, że tylko ja w tym domu zaczynam zmieniać orientację – zaśmiał się cicho.
- Wiesz o co mi chodzi? – spytałem rumieniąc się mocno.
- Oczywiście, że wiem, głuptasku – uśmiechnął się ciepło.
Ulżyło mi, widząc jego rozpromienioną twarz. Dowiedział się! Nie wyśmiał! Nawet mu chyba na mnie zależy! Boże, jaki jestem szczęśliwy. Nagle wydarzyło się coś, czego się nie spodziewałem. Przybliżył się na tyle blisko, że jego gorący oddech drażnił moją skórę.
- Najlepsze jest to, że nie czuję pociągu do mężczyzn. – Zrzedła mi mina i znów ogarnął mnie smutek. Moja radość zakończyła się tak szybko, jak się zaczęła.
- Ani do kobiet – dodał, zniżając się do zgłębienia mojej szyi.
Nie zrozumiałem, nie wiedziałem o co chodzi. Jednak w moim sercu nadal tlił się płomyk nadziei.
- Czuję tylko i wyłącznie pociąg do ciebie – szepnął mi do ucha zagryzając go troszeczkę, po czym pocałował mnie w szyję. Wstrząsnęła mną fala dreszczy, jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułem. Nie wiedziałem jak się zachować.
Swoimi pocałunkami schodził na linie szczęki, policzek aż w końcu dotarł do ust.
Delikatność, kiedy dotknął moich warg, zniknęła. Naparł na mnie, cisnąc swymi wargami namiętne pocałunki. Zacząłem szybko oddychać, kiedy poczułem jego język.
Objął mnie mocno i znów zszedł na szyję. Westchnąłem przeciągle, gdy położył mnie na łóżku. Pozbył się zielonej koszulki, a ja ujrzałem widok jego idealnie wyrzeźbionego ciała. Nachylił się nade mną i znów zajmował się moimi wargami. Jego ręka zahaczyła o guziki mojej koszuli. Zawstydziłem się.
- Nie bój się Minnie, nie zrobię ci krzywdy – zapewnił mnie. Spojrzałem w jego czekoladowe tęczówki, onieśmielony zaistniałą sytuacją. – Nie pozwolę cię skrzywdzić nikomu, bo cię kocham… - te słowa z jego ust padły z taką czułością, że sam ucałowałem go delikatnie w usta i pozwoliłem na wszystko.

                                                                               ~***~
Korzystaliśmy z wolnego czasu. Właśnie jechaliśmy z Minho do Zoo na drugim końcu miasta. Zdaliśmy sobie sprawę, jakim uczuciem się darzymy i nie zawahaliśmy się w decyzji o byciu razem. Tak, oficjalnie Minho jest moim chłopakiem od tygodnia. Byliśmy naprawdę bardzo szczęśliwi. Choi był dla mnie wszystkim, dbał o mnie jeszcze bardziej. 
- Myślisz, że Onew się domyśla? – zapytałem, kierującego chłopaka.
Key i Jonghyun sami byli tacy jak my. Nie żeby nam powiedzieli, po prostu przyłapaliśmy ich na dzikim pocałunku w łazience. Po tym, nie bali się przy nas okazywać sobie czułości.
- Wydaje mi się, że nie. Ostatnio chodzi taki skołowany – zaśmiał się, patrząc na mnie.
- Z czego się śmiejesz? – spytałem zdziwiony, a on dotknął palcem mojej skóry na szyi.
- Wyszła pięknie – rzucił z łobuzerskim uśmiechem. Popatrzyłem w lusterko i zobaczyłem, że moją szyje zdobi czerwona plama.
- Malinka? Minho, zrobiłeś mi malinkę?! – zawołałem zaskoczony drapiąc ów ślad.
- Proszę cię. W nocy jesteś taki chętny na wszystko, że nic ci nie przeszkadza – powiedział, a na moją twarz wstąpiły dwa dorodne rumieńce.
- Jesteś słodki, gdy się tak rumienisz – zachichotał.
- Kocham cię, dryblasie – powiedziałem.
- Ja ciebie też – chwycił mnie za rękę, popatrzył na mnie, a jego oczach dostrzegłem miłość. Byłem taki szczęśliwy. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, patrząc na niego.
Nagle za jego głową zamigotały dwa  światełka.
- MINHO UWAŻAJ! – wrzasnąłem zdzierając sobie gardło.
Z lewej strony nadjeżdżał autobus, a Minho, który zwracał uwagę tylko na mnie go nie zauważył. Odwrócił się gwałtownie i w tym samym momencie się zderzyliśmy.
Odlecieliśmy z niezwykłą siłą, a nasz samochód dachował kilka razy, aż wylądowaliśmy znów na czterech kołach, uderzając przy okazji w drzewo.
Poczułem przerażający ból nodze, ale nie mogłem sprawdzić co jest nie tak z powodu duszącej mnie poduszki powietrznej.
- Minho! – wykrzyczałem uwalniając się z białego balonu.
To co zobaczyłem przekraczało wszelkie granice. Mój ukochany leżał bezwładnie na siedzeniu, cały zalany krwią.
- Minho, proszę cię odezwij się! – wrzasnąłem, dławiąc się łzami. Bałem się go ruszyć, aby nie wyrządzić mu większej krzywdy. Otworzył delikatnie oczy i spojrzał na mnie półprzytomnym wzrokiem, jakby się nic nie stało.
- Taemin, moje kochanie, jak dobrze, że nic ci się nie stało – powiedział słabym głosem, a z jego warg wypłynęła krew. Zaszlochałem głośno i histerycznie.
- Przepraszam to wszystko moja wina! Proszę cię trzymaj się, wyjdziesz  z tego – mówiłem do niego, będąc na skraju załamania.
- Nie. Taemin, pamiętaj, że zawsze będziesz moim małym głuptaskiem – powiedział, ale tym słowami sprawił mi tylko ból, bo mówił tak jakby się ze mną żegnał.
- Nie mów tak! Proszę, wytrwaj – płakałem, ale on wyglądał jakby mnie nie słuchał. Patrzył na mnie z czułością.
- Bądź silny, kochanie. Bardzo cię kocham – wyszeptał, a jego powieki wolno opadały.
- Boże. Minho, nie! – wrzasnąłem. Otworzyłem drzwiczki i wyszedłem z samochodu.
Upadłem, z powodu bólu w nodze na dłoń, tym samym sobie ją skręcając. Koło nas zbiegło się już trochę osób, którzy zadzwonili wcześniej na pogotowie.
Poczułem taki wielki żal.
- Ludzie, ratujcie go! – zawołałem żałośnie, a oni patrzyli na mnie jak na chorego psychicznie. Nie mogłem się podnieść. Miałem piach w ustach.
- Błagam was, ratujcie. BŁAGAM! – wołałem ile sił miałem w płucach.
Nagle z daleko doszedł dźwięk syreny karetki.
- Minho – powiedziałem czołgając się w stronę auta. Nie pozwalał mi na to ból, ale zacisnąłem zęby i popatrzyłem na niego. Jego widok podziałał na mnie gorzej niż na początku. Wrzasnąłem tak głośno, że spłoszyłem ptaki z pobliskiego lasu.
- Minho, proszę nie opuszczaj mnie – błagałem przez łzy.
Ktoś chwycił mnie za rękę, zobaczyłem ludzi w czerwonych kombinezonach.
Wyciągali Minho z samochodu, a ja krzyczałem jak opętany.
- Zaaplikujcie mu leki uspokajające – usłyszałem, a potem poczułem ukłucie w ramie i zachciało mi się spać.
- Minho, nie możesz mnie zostawić – wyszeptałem przez pół uchylone powieki, widząc jak mojego ukochanego wkładają do ambulansu.


                                                                                    ~***~
    Obudziłem się w białej sali. Wszystko zdawało się wirować, byłem tak mocno skołowany i kręciło mi się w głowie.
- Taemin, spokojnie jesteśmy przy tobie – usłyszałem głos Kibum’a. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Jonghyuna, Key i Onew.
- Gdzie Minho? – zapytałem od razu ochryple.
- Musimy ci coś powiedzieć – powiedział grobowym tonem Onew.
O nie. Żołądek przewrócił mi się we wnętrznościach, a następnie oblał zimny pot.
- Minho jest w śpiączce – wtrącił się Jonghyun.
- Co!? – wrzasnąłem. W tym momencie odsunęli się od siebie, a na sąsiednim łóżku leżał – ON. Z maską na twarzy, podpięty do wszelakich urządzeń i rurek.
Zaszlochałem głośno, ale zaraz poczułem głaskanie po głowie. Key usiadł obok i mnie przytulił.
- Czy on? – przełknąłem głośno ślinę. – Wyjdzie z tego?
Nastąpiła długa cisza, wszyscy wbili wzrok w podłogę.
- Chodzi o to, … ech. Lekarze myśleli, że uda się go uratować. Jednak on zapadł w śpiączkę, przed chwilą powiedziano nam, że była możliwość aby żył, ale nigdy się nie obudził. Niestety jest tak poturbowany, że nie przeżyje nawet dwóch dni… - wyjaśnił. Głos Onew się załamał, a jego oczy spuchnięte od wcześniejszego płaczu, znów się zaszkliły.
- KŁAMIECIE! TO NIE PRAWDA! – wrzasnąłem na tyle głośno, że pewnie usłyszał mnie cały szpital. Zauważyłem jak Jjong łka, ukrywając twarz w dłoniach.
- Na pewno da się go uratować! Dopiero zaczęliśmy być szczęśliwi. Ja… JA GO KOCHAM. – spojrzeli na mnie zdziwieni, ale ja się tym nie przejmowałem. Chciałem wstać i do niego pójść. Utrudniał mi to gips na nodze i bandaż na ręce. 
- Minho. Słyszysz mnie, prawda?! Wyjdziesz z tego! Dasz radę! – wołałem do niego, ale on leżał nieruchomy.
- Taeminnie – Key objął mnie, a po jego policzkach spływały łzy. – On cię już nie usłyszy.
Wrzasnąłem z bólu jaki przeszył moje serce.
- Zróbcie coś do jasnej cholery! – łkałem, nawet ich nie widząc, ponieważ łzy lały się z moich oczu tak obficie, że nie potrafiłem nic dostrzec.
- Wszystkim nam jest ciężko – powiedział Onew, a jego wypowiedź co chwilę była zagłuszana, przez histeryczny płacz Jonghyuna.
- Możecie mnie zostawić samego? – spytałem wypranym z emocji głosem.
- Dobrze, tylko nie rób nic głupiego – powiedział Key, wstając.
- Dziękuje wam za wszystko – rzekłem gdy odchodzili. – Byliście moimi najlepszymi przyjaciółmi –wyszeptałem, jeszcze nim wyszli.
Odczekałem około pięciu minut i wstałem z łóżka. Starałem się tym razem nie upaść, więc oparłem się na nodze w gipsie, ale zaraz syknąłem. Noga zabolała mnie przeraźliwie. Dokuśtykałem do stojącego zaraz obok łóżka chłopaka, wziąłem krzesełko i usiadłem obok niego.
- Minho…- chwyciłem za jego dłoń. Trzymałem go tak przez chwilę, mając nadzieję, że da mi jakiś znak. Uściśnie mnie za rękę albo uchyli powieki, ukazując piękno swych brązowych tęczówek. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Chciałem być silny, ale łzy same cisnęły mi się do oczu.
- Przepraszam, to moja wina. Gdybym wtedy cię nie rozproszył, spędzalibyśmy razem czas, a teraz… Minho kochanie, ja im nie ufam, wierzę, że wyjdziesz z tego, naprawdę! - ścisnąłem jego długie i smukłe palce.
- Musisz z tego wyjść. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, bo moim życiem jesteś ty. Błagam nie zostawiaj mnie samego. Jeśli odejdziesz chce odejść razem z tobą – przytuliłem jego dłoń do mojego policzka.
- Co pan robi, proszę natychmiast wracać do łóżka! – spojrzałem załzawionymi oczami na starszą pielęgniarkę, która podeszła do mnie i chciała pomóc mi wstać. Nie chciałem odchodzić od ukochanego. Pragnąłem przy nim być.
- Spieprzaj! – warknąłem, na co ona spiorunowała mnie spojrzeniem. Przez chwilę byłem wściekły, ale potem poczułem skruchę. - Przepraszam – dodałem.
- Mówiłam, że to nie był dobry pomysł, żeby dawać was do jednej sali. Twoi przyjaciele tego chcieli. Wiem, że cierpisz, synek – powiedziała, kiedy już przykrywała mnie pierzyną. Oni tego chcieli? Poczułem przeogromną wdzięczność. Byli wobec mnie lojalni, byli moimi prawdziwymi przyjaciółmi.
- Teraz się rozluźnij – powiedziała i podłączyła mi kroplówkę coś do niej wstrzykując.
Zrobiłem się senny, spojrzałem ostatni raz na Minho i odpłynąłem.
     W nocy obudził mnie huk. Otworzyłem szeroko oczy i zobaczyłem grupę lekarzy nad chłopakiem. Wykrzykiwali nazwy jakiś leków i działali bardzo nerwowo.
Czy może Minho się obudził? Popatrzyłem na niego, ale zaraz jęknąłem z przerażenia.
Rzucał się po łóżku w agonii. Boże, nie mogłem na to patrzeć. Mój ukochany umierał, a ja nie mogłem nic zrobić. Tak bardzo chciałem mu w tej chwili oddać swe życie. Pragnąłem, aby był szczęśliwy. Zasłużył na szczęście, był dla wszystkich zawsze taki grzeczny i dobry. To przeze mnie, ja mu to wszystko odebrałem. To ja powinienem zginąć, nie on. Przekręcił się w taki sposób, że leżał do mnie twarzą. Zamieszanie wokół niego nie miało znaczenia. Świat się nie liczył. Zaszlochałem widząc, że jego wzrok jest przytomny, a twarz wykrzywiona bólem i cierpieniem. Gdy spojrzał na mnie uśmiechnął się, co wzbudziło we mnie wzmożone łkanie. Obudził się, był świadomy i nikt nie mógł nic zrobić aby mu pomóc.
- To jego ostatnie minuty – usłyszałem i on też to usłyszał. Nie bał się śmierci. Wiedziałem to, spoglądał na mnie spokojnym i pełnym miłości wzrokiem. Patrzył tak nawet w swej ostatniej godzinie. Kochał mnie, a ja jego. Mimo, że to wszystko przeze mnie. Jak miałem żyć z tą świadomością, że odebrałem życie komuś kogo kocham?
Chwyciłem za strzykawkę, którą zostawiła ów stara pielęgniarka i popatrzyłem na niego. Uśmiechał się lekko, ale nadal cały się trząsł, jednak coraz mniej. Domyślałem się, że odchodzi. Obiecałem, że odejdę razem z nim. Nie potrafiłbym żyć bez niego.
Umierał spokojnie ze wzrokiem pełnym  miłości i uśmiechem na ustach. Nie wyobrażam sobie ani godziny bez jego obecności. Jego drgawki ustały, a usta otwarły się. Nie potrafił złapać powietrza. Zawyłem z rozpaczy, ale w tym zgiełku nikt mnie nie usłyszał. Wbiłem sobie zdrową ręką,  strzykawkę w wenflon i wpuściłem powietrze. Minho nadal patrzył w moją stronę i nagle poruszył ustami. Z ruchu jego warg odczytałem nieme ,,kocham cie”.
- Ja ciebie też! – wrzasnąłem. Usłyszał, bo pokiwał z uśmiechem głową.
Jego powieki opadały ale i moje też. Odchodziliśmy w nadziei, że spotkamy się w lepszym świecie. Ostatnim tchnieniem widziałem jego twarz i całkiem już zamknięte powieki, lecz uśmiech nie zniknął, więc i ja zamknąłem oczy, unosząc kąciki ust ku górze.
Żegnaj, kochanie. Byłeś jedyną osobą, która dała mi tak wielkie szczęście. Pokazałeś mi co to przywiązanie, przyjaźń i miłość. Przepraszam cię także za wszystko. Nie potrzebnie się urodziłem, bo tylko cię skrzywdziłem.
Wierzę, że znajdziemy się razem po drugiej stronie i znów zobaczę twój uśmiech, i wzrok, który wyraża twoją wielką miłość do mnie.
    Mój umysł ogarnęła ciemność, spadałem do ciemnej przepaści, ale nie poczułem bólu - nie poczułem już nic. Widziałem go, czekał na mnie. Dostrzegałem jego sylwetkę coraz wyraźniej  i  traciłem kontakt ze światem…

                                                                                ~***~
    (POV. Onew)
Nie wierzyłem w to co widziałem. Nie potrafiłem tego pojąć. Dlaczego wszyscy moi bliscy odchodzą? Key i Jonghyun po śmierci Taemina i Minho, nie mogli się pozbierać. Zaczęli się kłócić, ale mimo wszystko się kochali. Pewnego dnia spotkali się nad dzika plażą, aby spokojnie porozmawiać. Jonghyun chciał odejść, rzucić to wszystko i zapomnieć. Key w akcje desperacji chwycił go i razem skoczyli z klifu. Chciał aby na zawsze byli razem i żeby nic już nie mogło ich rozdzielić.
Jonghyun zginął rozbijając się o skały i topiąc, a Key przeżył.
Widząc, że zabił swoją jedyną miłość, kupił leki i poszedł na dyskotekę gdzie się upił, a następnie popił garść tabletek wódką. Właśnie włączyłem nagranie, na którym widać ostatnie minuty jego życia, które zostały nagrane przez jakiś pijanych turystów.
    ,,Key wyszedł na zewnątrz klubu, mając szampański humor. Napotkał na turystów i się z nimi przywitał. Nagle upadł na kolana i zwymiotował. Położył się na ziemi i zaczął płakać.
- Jonghyun! – wołał.- Proszę zawołacie Jonghyuna! – krzyczał do turystów, wijąc się na chodniku jednej z ulic i wymiotując.
- Kochałem cię Jonghyun! – krzyczał. – Zawsze będę cię kochał – dokończył z ledwością łapiąc powietrze.
- To przeze mnie, zasługuje na taką śmierć – zwymiotował, płacząc.
- Jonghyun, proszę powiedź, że tu jesteś. Powiedź, że jesteś przy mnie – szlochał próbując wstać, ale potknął się o krawężnik i uderzył głową o beton.
- Dziękuje wam SHINee, za te wszystkie spędzone chwilę. Dziękuje za przyjaźń, zrozumienie i miłość – szeptał, a z jego ust wypłynęła krew.
- Taemin, Minho, Jonghyun idę do was – to były jego ostatnie słowa, potem jego wzrok zastygł w bezruchu."
    Zamknąłem głośno laptop, nie chcąc oglądać dalszej części materiału od policji.
Byłem w rozsypce. Pokłóciłem się z Luną, jedyną osobą która mnie wspierała i którą pokochałem.
Wczoraj byłem u lekarza i okazało się, że mam silny stan depresyjny. Mogę iść na terapie, ale po co? Nic mnie tu już nie trzyma. Przyszedł czas na mnie.
Spakowałem do plecaka wszystkie potrzebne rzeczy:
strzykawkę, leki i alkohol. Wyszedłem z domu nawet, nie zamykając drzwi.
Postanowiłem umrzeć jak lider, czując ból wszystkich członków zespołu. Stałem przed światłami i czekałem na nadjeżdżający samochód. Gdy nadarzyła się taka okazja, wypadłem z chodnika wprost na maskę. Poturbowało mnie trochę i chyba zwichnąłem nadgarstek, ale nic więcej mi się nie stało.  Następnie udałem się na klif. Popatrzyłem na otchłań, rozciągającą się pod moimi stopami. Chcę do nich dołączyć, zawsze byliśmy razem. Byli moimi przyjaciółmi. Wyciągnąłem z plecaka rzeczy, które zapakowałem. Popiłem tabletki alkoholem i wstrzyknąłem sobie powietrze do żył, nabrałem rozpędu i skoczyłem.
Leciałem czując wiele emocji, tak jakbym przeżywał to co każdy z nich, ale to właśnie chciałem poczuć. Wpadłem w wodę z wielkim pluskiem. Słona ciecz  dostawała mi się do płuc, drażniąc przełyk. Poczułem się przez chwilę rozżalony z powody Luny, ale szybko odpędziłem od siebie tę myśli. Chciałem umierać w spokoju, czując ich ból, jednocząc się z nimi. Opadałem na dno, ostatnimi resztkami sił popatrzyłem przed siebie i wtedy ich zobaczyłem… Taemin, za którym stał radosny Minho, machał do mnie. Obok nich pojawił się Jonghyun z tym swoim łobuzerskim uśmiechem, trzymający za rękę Key, który rozpromieniał swoją brzoskwiniową cerą głębiny morza.
Uśmiechali się do mnie. Przypomniało mi się, jacy byliśmy  kiedyś szczęśliwi.
Teraz znów się spotkamy i pozostaniemy ze sobą na zawsze.
Tak, jeszcze chwila chłopaki. SHINee mimo wielu przeszkód będzie istnieć na zawsze.
Widziałem ich coraz słabiej, przestałem cokolwiek czuć, ogarnęła mnie ciemność, ale w tej czerni, nadal widziałem ich uśmiechy, które powiodły mnie w stronę światła…
       
                                                                                                                                      

14 komentarzy:

  1. to było...
    płaczę, serio.
    dziewczyno jesteś genialna.
    jak można.. ten.. nie wiem co pisać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow... pojechałaś po bandzie bez trzymanki :D

    Co prawda, to nie moje klimaty, bo dramaty i do tego jeszcze przez duże 'D' jak u ciebie mnie totalnie nie bawią, ale przeczytał tego FF od początku do końca, co mi się rzadko zdarza, przy takich tekstach ;)

    Gratuluję ci, bo zainteresowanie osobnika takiego jak ja angstem, to nie lada wyczyn :)

    Pozdrawiam,
    Lilyth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku jej! Nie wierzę, że to Lilyth, jedna z moim ulubionych autorek, właśnie skomentowała mojego one-shot'a! Czuje się zaszczycona.
      Szczerzę, to chcę podkreślić, że sama nie czuję się dobrze w tego typu opowiadaniach, nie czytam ich. To było pierwsze jakie napisałam, obiecałem Mańce, że będzie strasznie smutne, więc chyba nie zawiodłam. Jestem niezwykle szczęśliwa i zaskoczona, że mimo wszystko, ktoś je przeczytał ^^.

      Bardzo dziękuje za komentarz i miłe słowa! :D
      ~Zośka

      Usuń
    2. Zaszczycona?

      Robaczek nie przesadzaj. Nie jestem osobą po wypowiedzi, której trzeba się czuć zaszczyconym ^^. To jest na prawdę nie potrzebne ;)

      Jestem bardzo ciekawa co to za opowiadanie masz w głowie.
      Mam nadzieję, że pojawi się ono niebawem :)

      Pozdrawiam,
      Lilyth

      Usuń
  3. Jeszcze zanim dałyście mi komentarz i link do bloga, Lilyth mi go poleciła, mówiąc "Zobacz, one całkiem nieźle piszą. Przeczytaj i oceń." Zbierałam się kilka dni, bo ciągle brak czasu, ale w końcu przeczytałam. Zgadam się z Lilyth. Ten tekst jest naprawdę nieźle napisany, pod względem budowy zdań. Na początku ciężko mi się czytało, widać było, że autorka nie czuje się w tym gatunku zbyt dobrze, bo wyczuwałam lekki przymus, ale późńiej było już lepiej. Czytało się płynniej i dość szybko. Są błędy, dość sporo. Litetówki, szyki przestawne, to nieszczęsne "albowiem", które tutaj nie pasuje, bo to nazbyt kwieciste słowo do potocznego tekstu. Sporo powtórzeń, ale ogółem nie jest źle, za co naprawdę duży plus, bo nie natrafia się na masę byków, od których aż głowa boli. W skali od 1 do 10 pod względem pisiemniczym daję 7, czyli wysoko jak na moją ocenę :D
    Dalej. Angst - gatunek, który kocham najbardziej ze wszystkich. Mańka ma troche racji, mówiąc, że w angstach chodzi o to, aby się popłakać, ale to też nie jest tak do końca. W angstach chodzi o emocje, które autor musi wywołać w czytelniku, a co za tym idzie łzy i smutek. Emocje to moja domena, zawsze faszeruję swoje teksty ogromną ich dawką, bo sama się wczuwam. Czytając to opowiadanie, nie płakałam, chociaż w dwóch momentach nie wiele brakowało. Lilyth ma rację, mówiąc, że to porządny dramat, ale pod względem emocjonalnym niezbyt dobry. W moim odczuciu. Za mało przekazałaś tutaj emocji, podejrzewam, że to dlatego iż jak sama wspomniałaś, angdt to nie jest twój gatunek i nie czujesz się w nim zbyt dobrze. Widać, że bardziej fluff to twoja domena, bo w tych słodkich i kochanych momentach, więcej było zawartych emocji i się to wyczówało. Jednak nie było też źle. Oceniając całokształt - czyli pisownia plus fabuła itd. w skali od 1 do 10, dam 6. Bo mimo wszystko wywołałaś we mnie jakieś emocje - smutek, szok no i w pewnym momencie mało brakowało do łez :3
    Podobało mi się ;3
    Przeczytam resztę ff i zobaczymy jak inne gatunki ;D
    Pozdrawiam, Sherleen ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Juhhhhhhhhhhhhh cudowny , normalnie się popłakałam chusteczek mi brakło ......... ach oby więcej takich ,,One Shot"

    OdpowiedzUsuń
  5. Siedzę i ryczę. Nie mam siły nawet pisać jakiegoś składnego komentarza... Dziękuję za tego one-shota. Naprawdę bardzo dziękuję.

    Kei-chan.

    OdpowiedzUsuń
  6. Brak mi słów po prostu... nadal płaczę. To było świetne *_*
    Kocham Cię Zośka i przy okazji nienawidzę za takiego smuta.
    Wyryje mi się w pamięci i będę go rozpamiętywać, gdy będzie mi smutno.
    Mam nadzieję, że kolejny będzie już weselszy.

    Pozdrawiam
    Miyabi

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko... Nie mogę powstrzymać łez.. To było piękne. Nigdy nie zapomnę tego opowiadania, zostawi ono ślad na moim sercu. Naprawdę śliczne i mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę mogła przeczytać tak cudowne opowiadanie.

    Pozdrawiam
    Diru

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże... Rycze jak głupia :'(... To było meegaa <3 *_*

    pozdrawiam...
    NUDZIARA ;P

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurczę... nie jestem w stanie napisać nic mądrego. Wzruszyłam się

    OdpowiedzUsuń
  10. WoW, po prostu nie wiem co napisać ... to było pięknie :) Cudownie piszesz, masz świetny styl :)..... ten dramat bardzo mi się podoba :P... pobudza w czytelniku emocje, czyli w tym przypadku, na początku radość ze szczęścia dwóch kochających się chłopaków i akceptacji ich związku przez środowisko, ale następnie jest wielki smutek i żal z powodu kolejno nadchodzących śmierci chłopaków z SHINee :) Bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja,...nie wiem co napisać. To jest drugi w moim życiu angst na którym się po płakałam ;(
    Nie wiem co jeszcze napisać...

    OdpowiedzUsuń