Po kilku miesięcznej przerwie!
Tak, dobrze widzicie. Mańka i Zośka is back xD
Na początku chciałybyśmy przeprosić was, naszych czytelników, że tak bardzo zaniedbałyśmy bloga i przez kilka miesięcy nie dodawałyśmy zupełnie nic. Zasłużyłyśmy nawet na chłostę za karę (Koczi, razem z ekipą możecie nas odwiedzić xD).Należy nam się.
Cieszymy się, że mamy kilku czytelników i mamy nadzieję, że nie opuściliście nas przez ten czas. Dlatego od razu zapraszamy na nowego parta pod autorstwem Zośki.
Na początku chciałybyśmy przeprosić was, naszych czytelników, że tak bardzo zaniedbałyśmy bloga i przez kilka miesięcy nie dodawałyśmy zupełnie nic. Zasłużyłyśmy nawet na chłostę za karę (Koczi, razem z ekipą możecie nas odwiedzić xD).Należy nam się.
Cieszymy się, że mamy kilku czytelników i mamy nadzieję, że nie opuściliście nas przez ten czas. Dlatego od razu zapraszamy na nowego parta pod autorstwem Zośki.
Na pierwszy ogień
idzie SSB, które z dużą przewagą wygrywa w ankiecie.
Mamy jeszcze jedną prośbę. Bardzo prosimy o komentarze, które będą naszą motywacją do dalszego pisania. :) Bardzo na nie czekamy :3
Jeśli ktoś nie zechciał by napisać swojego zdania na temat parta, to prosimy o kliknięcie w ankiecie tuż pod postem, to również nam pomoże. Dziękujemy :)
Jeśli ktoś nie zechciał by napisać swojego zdania na temat parta, to prosimy o kliknięcie w ankiecie tuż pod postem, to również nam pomoże. Dziękujemy :)
A teraz zapraszam do czytania 3 parta SSB, jest taki sobie, ale lepsze to niż nic ^^.
Za wszelakie błędy bardzo przepraszam.
Z dedykacją
dla wszystkich cierpliwych.
Zośka ~ ♥
Biegliśmy w kierunku boiska, ale nikogo tam nie
zastaliśmy. Spojrzałem pytająco na Jonghyuna, który przystanął i podrapał się
po głowie.
- Cholerka – rzucił pod nosem. – Zapomniałem, że dzisiaj
mamy trening w parku. Pewnie już tam poszli – westchnął ciężko.
- Chodź! – powiedział i potruchtał w kierunku ścieżki.
Mijaliśmy drzewa i ławeczki, aż dotarliśmy do pustego terenu, na którym
znajdowały się kamienne schody. Chłopcy przebrani w sportowe stroje biegali po
stopniach lub rozciągali się na ławeczkach. Jakiś starszy mężczyzna stał tuż
obok i mi się przyglądał. Domyśliłem się, że to nauczyciel.
- Szybciej! Jeśli z taką kondycją chcecie jutro wziąć
udział w turnieju, to przyniesiecie hańbę szkole! – krzyknął wysoki brunet,
który stał się do nas tyłem, pewnie asystent.
Chcieliśmy niezauważeni dołączyć do uczniów
gimnastykujących się przy drzewkach, mając nadzieję, że spóźnienie ujdzie nam
na sucho.
- Dwanaście minut spóźnienia! – wrzasnął asystent, który
odwrócił się i spojrzał w naszym kierunku.
Zamurowało mnie. Patrzyłem z otwartą buzią na kroczącego
władczym krokiem Minho.
Niemożliwe, to nie może być możliwe! Niech mi ktoś powie,
ze to nie prawda, że ten gbur jest asystentem! To tylko sen, nawet koszmar!
- Zaskoczony? –spytał, patrząc na mnie rozbawionym
wzrokiem. Zamknąłem pośpiesznie usta i skwasiłem się. Twarz Choi przybrała
sroższy wyraz. Ruchem ręki nakazał nam podejść.
- Chyba nie myśleliście, że wam się uda? Jonghyun mówiłem
ci, żebyś się więcej nie spóźniał! Za karę przebiegniecie kółeczko wokół szkoły,
a za oszustwo jeszcze jedno – powiedział, po czym spojrzał na stoper. – Macie
siedem minut – rzucił i chciał odejść, jednak powstrzymała go postawa Jjonga.
- Daj spokój Minho. Każdemu może się zdarzyć! Nie bądź
gburem, już i tak mam dość twojego nieustannego ględzenia, więc może odpuść?
Chłopak się tutaj sprowadził i chcesz go tak przywitać? – wskazał na mnie, a
Minho popatrzył na nas zainteresowany.
- On już mnie wystarczająco miło przywitał – wysyczałem,
a w odpowiedzi usłyszałem prychnięcie asystenta.
- Siedem minut! – zawołał, pokazując na zegarek i
odszedł.
- Debil – warknął mój kolega, odprowadzając wzrokiem
bruneta. Zerknął na mnie i pociągnął za ramię, a następnie zaczęliśmy biec.
Nie
pokonałem nawet połowy ścieżki, która prowadziła do wyjścia z terenu szkoły, a
już plątały mi się nogi. Pobierałem z coraz większą trudnością powietrze do
płuc, które drapało mnie w gardle. Jonghyun trzymał cały czas jedno tępo i w
ogóle nie było widać po nim zmęczenia, ale nie było to dziwne. Po naszym
pierwszym spotkaniu mogłem się domyślić, że ma dobrą kondycję. Przed oczami
stanął mi obraz wysportowanej sylwetki chłopaka, więc przez chwilę zapomniałem
gdzie jestem. Ocuciło mnie dopiero wpadnięcie na plecy chłopaka, który
skomentował to głośnym śmiechem. Chciałem mu coś odpowiedź, wytłumaczyć, ale
zorientowałem się, że mam suche gardło i sapie jak maratończyk. Teraz kiedy
przystanęliśmy, moje ciało wykorzystało sytuację i po prostu usiadłem na środku
ścieżki. Łapałem głośno powietrze i przetarłem zgrzaną twarz.
- Hej! – zawołał Jonghyun, pochylając się nade mną – chyba
nie chcesz sobie teraz tak siedzieć. Jeśli nie zmieścimy się w czasie to albo
dowali nam jeszcze jedno okrążenie albo spartańskie ćwiczenia. – Patrzyłem
zahipnotyzowany na jego twarz, mając gdzieś co do mnie mówi.
- Proszę, wytrzymaj – próbował dodać mi otuchy – dasz
radę – wyciągnął w moim kierunku dłoń, za którą złapałem. Pociągnął mnie ku
sobie, a następnie posłał mi ciepły uśmiech. Skoro ma się tak ślicznie
szczerzyć, żeby mnie wesprzeć to mogę przebiec nawet cały Seul. Wziąłem jeszcze
kilka głębszych wdechów i ruszyłem. Zaparłem się i naprawdę chciałem pokonać ten
dystans. Czasem brakowało mi sił i piekło mnie w gardle, ale wtedy Jonghyun
łapał mnie za nadgarstek i pomagał wytrwać. Postanowiłem nie myśleć o nogach,
tylko o tym, że mam wykonać dwa kółeczka. Przecież to nic takiego. Pff,
zażenowałem sam siebie. Jak to nic takiego? Chyba dla geparda!
Minęliśmy strażnika przy bramie, któremu mogłem się tylko lekko skłonić. Mówienie nie wchodziło w grę. Wydawało mi się, że Jonghyun biegł jakby nie swoim tempem. No tak, on po prostu dostosował się do mnie. Próbowałem nie patrzeć na jego pracujące mięśnie, bo bałem się, że jeszcze się zagapię, a on mnie na tym przyłapie. To przecież nie jest normalne.
Minęliśmy strażnika przy bramie, któremu mogłem się tylko lekko skłonić. Mówienie nie wchodziło w grę. Wydawało mi się, że Jonghyun biegł jakby nie swoim tempem. No tak, on po prostu dostosował się do mnie. Próbowałem nie patrzeć na jego pracujące mięśnie, bo bałem się, że jeszcze się zagapię, a on mnie na tym przyłapie. To przecież nie jest normalne.
Nie wiem co działo się ze mną ostatnimi czasy. Wmawiałem
sobie, że to może być normalne, ale każda kolejna dziwna myśl o nim po prostu
mnie przerażała.
Pokonaliśmy już kawałek i biegliśmy wokół murów
szkolnych. Dobiegaliśmy do skrzyżowania dróg, kiedy z prawej strony wyskoczyło
nam przed nosem kilka dziewczyn w sportowych strojach.
- O, żeńskie
liceum! - zagwizdał Jonghyun, zatrzymując się i spoglądając na chichoczące
dziewczęta. Ruszały się zgrabnie, przez co Jjong rzucał im łobuzerskie
uśmiechy.
-Ta kara, to jednak nie jest taka zła. Popatrzyliśmy
sobie na dziewczęta i to jeszcze w strojach od w-fu. - Zaśmiał się, a ja poczułem
się dziwnie. Nie interesowały mnie te dziewczyny, równie dobrze mogłoby
przebiec przed nami stado antylop. Może one zafascynowałyby mnie bardziej.
Rany, o czym jak myślę! Sam przed sobą nie
chciałem się przyznać, że reakcja Jjonga jakoś mnie zasmuciła. A tam, może
jestem zbyt zmęczony, by docenić atrakcyjne kształty uczennic z liceum?
Albo po prostu mam zły dzień.
- No dalej! - klepnąłem chłopaka w łopatkę, który
spoglądał tęsknym wzrokiem za dziewczętami, znikającymi za drzewami. Spojrzał
na mnie zaskoczony, a potem z rozbawieniem, jakby chciał powiedzieć ,, Już
wróciły ci siły?”. Jednakże nie odezwał się słowem i kontynuowaliśmy bieg.
Dawałem z siebie wszystko, a sama myśl o tym, że może mi się udać przebiec ten
dystans, napawała mnie entuzjazmem. Takie moje małe zwycięstwo.
Rąbnąłem z
impetem o ziemie, kiedy ponownie znaleźliśmy się w parku, gdzie ćwiczyli inni
uczniowie. Zdyszany przekręciłem się na plecy i pobierałem głośno powietrze.
Czułem się jakbym właśnie wynurzył się z wody po długim przebywaniu na dnie
oceanu. Wszystkie kończyny miałem jak z waty.
Boże, czy ja umieram?
- Wyglądasz jakbyś miał zaraz wypluć płuca. Może się
przepisz do damskiego liceum? Tam mniej ćwiczą, a z takim wyglądem na pewno by
cię przyjęli. – Nade mną pojawiła się mała głowa Minho z wrednym uśmieszkiem.
Pewnie czuł się zadowolony, że mnie tak urządził. Prychnąłem, chociaż przy tak
łapczywym łapaniu powietrza mógł tego nie usłyszeć.
- Minho, mam ci przypomnieć kto po pijaku strzelił sobie
taki makijaż, że ledwo widział na oczy? - odezwał się Jjong, który siedział pod
drzewem z głową pochyloną lekko ku dołowi. Popatrzyłem na niego nie ukrywając
zaciekawienia.
- Kto ci kazał się odzywać? Na ziemię i sto pompek! -
zawołał Choi, zmieniając tym samym temat. Jego reakcja była potwierdzeniem dla
mnie, więc zacząłem się niepohamowanie śmiać.
Jonghyun również śmiał się pod nosem, gdy podnosił się na
rękach wykonując ćwiczenia.
- Warto było - zachichotał cicho i jakby z nową energią
robił kolejne pompki.
- Zaraz nie będzie ci tak do śmiechu... - syknął mój
współlokator, rzucając mi groźne spojrzenie.
Nim zdążyłem wydusić jakiekolwiek słowa, już biegałem po
schodkach.
- Nie obijać się! Wyżej kolana! - wołał nauczyciel,
stojący z boku.
Wyobraziłem sobie przede mną twarz Minho i podnosiłem
wysoko nogi, bo swoimi oczami wyobraźni widziałem jak dostaje wtedy kolankiem w
ryj. Cóż za piękna scena. Jedyna, która mogła zmusić mnie do ćwiczenia.
Mimo to, moje mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa.
Biegałem coraz wolniej, rzężąc przy tym i sapiąc jak lokomotywa. Poczułem, że
ktoś na mnie wpada. Wysoki blondyn zdenerwowany z tego, iż stoję mu na drodze odepchnął
mnie mocno. Moje ciało było już na tyle zmęczone, że niczym kukła upadłem na
ziemię. Noga dziwnie mi się wygięła, a po chwili usłyszałem ciche chrupniecie.
Ból przyszedł później. Promieniował od kostki na całą stopę. Zawyłem głośno,
łapiąc się za bolące miejsce, ale sprawiłem sobie tym większe cierpienie.
- Co ty wyprawiasz? - zapytał lekko zirytowany Choi,
podchodząc bliżej mnie. Chciałem mu coś powiedzieć, ale z moich ust wydobywały
się tylko ciche jęki bólu.
Warknąłem niczym wściekłe zwierzę, gdy chłopak zagwizdał
mi tuż przy uchu. Co on sobie wyobraża?!
- Wiesz co Minho, udław się tym gwizdkiem. Nie widzisz,
że coś mu się stało w nogę? - rzucił
Jjong, który kucnął obok mnie. Delikatnie dotknął mojej kostki. Nawet nie byłem
wstanie odczuć jego dotyku, taki to był ból.
- Zabierz go do pielęgniarki – mruknął Minho, widocznie
skruszony swoją wcześniejszą postawą.
Po chwili stałem się małym widowiskiem, jak nie
pośmiewiskiem. Pierwsza lekcja, a ja już ranny. Gorzej być nie może. Nagle tuż
obok mnie znalazł się nauczyciel, który pomógł mi wstać. Nie potrafiłem ustać
na jednej nodze i prawie ponownie się przewróciłem.
- Nie da rady sam iść – zamyślił się mężczyzna. Trzymając mnie z całej siły za ramię.
- Nie da rady sam iść – zamyślił się mężczyzna. Trzymając mnie z całej siły za ramię.
- Proszę go podsadzić na moje plecy, nauczycielu – przede
mną pochylał się Jjong.
To było chyba najlepsze wyjście. Umarłbym w drodze do
gabinetu, skacząc na jednej nodze.
Mógłbym się potknąć i zrobić sobie coś w drugą nogę, a
wtedy holowali by mnie na taczkach. Teraz transportował mnie ambulans o
umięśnionych plecach, do których przyłożyłem swój policzek.
- Śmierdzisz potem, Jjong - mruknąłem cicho, ponieważ byłem osłabiony
przez trening oraz ból.
- Piękne dzięki, wiesz – zaśmiał się, idąc po ścieżce na
której końcu znajdował się budynek szkoły.
- To ja cię na własnych plecach niosę, a ty mi takie
komplementy prawisz? - udał urażonego, ale i tak zaraz wybuchł śmiechem.
- Nie o to chodzi. Ty ładnie śmierdzisz. Tak inaczej niż
wszyscy, podoba mi się to – wymruczałem mocniej przyciskając policzek do jego
koszulki. Pachniał tak męsko, że jedynie co chciałem, to tulić twarz do jego
pleców.
- Biedny Kibum, bredzi z bólu – powiedział, a po jego głosie,
można było się domyślić, że zmęczyło go dźwiganie takiego klocka jak ja.
Niestety mieliśmy jeszcze trochę schodów do pokonania.
- Bardzo ci ciężko? - zapytałem, czując się trochę głupio
z powodu tej całej sytuacji.
- Nie – odpowiedział prędko, pokonując kolejne stopnie.
Syknąłem cicho, żeby mnie nie słyszał. Próbowałem przyzwyczaić się do siepania
w nodze, ale coraz gorzej mi to wychodziło.
- Kłamiesz – rzuciłem z wyrzutem, kiedy zmachany wziął
głęboki wdech po pokonaniu schodów.
- Daj spokój, to dobry trening. Lepiej przestań gderać i
oszczędzaj siły. Jak tak dalej pójdzie odlecisz zanim cię doniosę.
Zbliżaliśmy się do drzwi za którymi miałem zostać
opatrzony. Moje powieki robiły się coraz cięższe, a ból zdawał się rozchodzić
na całe ciało. Niecierpliwie czekałem, aż w końcu dojdziemy do celu.
- Pomyśleć, że tobie jeszcze nie dość tych treningów –
wymamrotałem cicho, chociaż nie wiedziałem, czy to powiedziałem na głos, czy
tylko w myślach.
Fioletowe kwadraciki na ścianach zaczęły wirować i
mieszać się w jedno. Wszystko robiło się coraz ciemniejsze. Czarny kolor zdawał
się pochłaniać jeszcze gdzieniegdzie wesoło migocące białe plamki. Pozwoliłem
zasłonić ostatnie jasne punkciki, swobodnie opadającym powiekom.
Otworzyłem leniwie oczy, wbijając wzrok w biały sufit. Leżałem wygodnie
na białej pościeli. Gdzie ja jestem? Wszystko podpowiadało mi, że to szpital.
Wkrótce do mojej głowy zaczęły napływać obrazy sprzed utraty przytomności.
Przypomniałem sobie o treningu, bolącej kostce i niosącym mnie Jonghyunie.
Teraz zamiast ostrego bólu czułem jedynie przyjemny chłód. Poruszyłem nogą,
czego zaraz pożałowałem. Ponownie po mojej stopie rozszerzyło się uczucie,
jakby ktoś wbijał mi masę igieł w kostkę.
- Ostrożnie, kochaniutki – usłyszałem kobiecy głos.
Podniosłem głowę i napotkałem na starszą kobietę w białym fartuszku, która
pakowała coś do białego pojemnika z czerwonym krzyżykiem.
Próbowałem podciągnął się do pozycji siedzącej, ale
ostatecznie pomogła mi pielęgniarka.
- Dziękuje za pomoc i opiekę – powiedziałem, wkładając
wszystkie siły w to, aby posłać jej piękny uśmiech. Było to trudne zadanie,
ponieważ czułem się fatalnie i wyszedł mi pewnie krzywy grymas.
- Nie ma za co, kochaniutki. Właśnie po to tutaj jestem –
odpowiedziała mi życzliwym tonem.
Rozejrzałem się po gabinecie poszukując zegarka.
Początkowo mój wzrok trafiał tylko na białe szafki, za którymi przez błyszczące
szyby widniały przeróżne preparaty. Przypadkowo zerknąłem na małą komódkę obok
łóżka, które zajmowałem. Elektroniczny zegarek z nieprzyjemnie rażącym kolorem
cyfr, wskazywał na to, że spędziłem tutaj dobre dwie godziny. Westchnąłem
cicho, wytykając sobie brak koordynacji. Równie dobrze mogłem powymyślać na
Minho, którego metody treningowe były
co najmniej podobne do katowania. Jednak w głębi duszy czułem, iż sam sobie
jestem winny. Moja wyobraźnia zaczęła podsuwać mi postać Choi'a z cwaniackim
uśmieszkiem, więc potrząsnąłem energicznie głową, aby pozbyć się jego widoku.
Podziałało. Sylwetka chłopaka zaczęła się rozmazywać, a właściwie zmieniać.
Zrobił się niższy, umięśniony, a oczy wesoło spoglądały na mnie spod czekoladowej grzywki. Jonghyun. Nie
potrafiłem do końca przywołać go w wyobraźni. Zaczęło mnie to frustrować.
Rozejrzałem się wokół próbując odnaleźć tego realnego Jjonga.
- Przepraszam? - zacząłem cicho, nie chcąc przeszkadzać
starszej kobiecie. Oby fakt, że zostałem przyniesiony tutaj przez Jonghyuna,
nie okazał się tylko snem lub co gorsza halucynacją.
W ogóle dlaczego tak się o to bałem?
- Czego potrzebujesz, kochaniutki?
- Chciałem zapytać, czy... eee... jak się tutaj
znalazłem, sama pani wie urwał mi się film – zadałem chyba najgłupsze pytanie,
ale jak inaczej mogłem się dowiedzieć?
- A faktycznie! Przyniósł cię jeden z uczniów na plecach,
siedział chwilę przy tobie, ale spałeś kochaniutki i spałeś, więc poszedł, a do
tej apteczki spakowałam ci żel i... - nie słuchałem jej dalej, uśmiechnąłem się
głupkowato udając, że rozumiem, a tak naprawdę próbowałem sobie wyobrazić jak
Jjong kładzie mnie na łóżku i siedzi przy mnie. Po karku przeszedł mnie
przyjemny dreszcz. Wkrótce potem obawy, czy jestem do końca normalny.
Przykuśtykałem
do dormu marząc o długim, relaksującym prysznicu i wskoczeniu pod kołderkę.
Wszedłem w głąb i natrafiłem na siedzącego na łóżku Minho. Jego mokre włosy
świadczyły o tym, że nie dawno wyszedł z łazienki i całe szczęście nie będę
musiał czekać.
- Hej - rzuciłem z grzeczności, przygotowując się na
burknięcie współlokatora lub zignorowanie, bo był tak zapatrzony w lecący w
telewizji mecz koszykówki.
- Cześć - odpowiedział spokojnym głosem, aż otworzyłem
usta ze zdziwienia. Czy ten ton należał do Choi Minho? Teraz wydawał sie
normalnym chłopakiem, a nie gburowatym dupkiem.
Patrząc na niego kątem oka podejrzliwym wzrokiem,
skierowałem się do swojego pokoju. Tam rzuciłem swój plecak w kąt i wyjąłem z
szafki czyste ubrania. Przy okazji knułem w umyśle jakby tu sprawdzić Minho, czy
długo potrafi być tak spokojny.
- Minho? Mówiłeś na treningu coś o jakimś turnieju, o co
chodzi? - zapytałem, spodziewając się z jego strony szybkiego skończenia
tematu.
- Jutro na naszym boisku odbędzie się pierwszy etap
turnieju o tytuł Lwiej Drużyny Piłkarskiej, czyli najlepszej drużyny spośród
męskich liceum - odpowiedział powoli,
patrząc cały czas w telewizor. Aż trudno mi było uwierzyć, że można się
tak normalnie z nim porozumieć. Czy to oznacza koniec naszego konfliktu i
powolne kroczenie ku przyjaźni.
- A o której zaczyna się ten mecz? I kto jest w drużynie
naszej szkoły? - zadałem kilka pytań, widząc, że natrafia mi się pierwsza
okazja do rozmawiania z Minho bez docinek.
- Będą skrócone zajęcia, czyli około trzynastej
trzydzieści. W drużynie jestem ja i Jjong... a zresztą co cię to obchodzi? Nie
wyglądasz na kogoś, kto interesowałby się sportem, więc skończ ten wywiad. -
Mówił jak człowiek, a potem jakby się ocknął i wrócił do swojej pierwotnej
chamowatej postawy.
A było już tak pięknie.
Nie miałem ochoty się z nim przekomarzać, więc tylko
fuknąłem jak rozwścieczony kot i udałem się do łazienki. Zanim otworzyłem
drzwi, westchnąłem głęboko na myśl o czekającym mnie relaksie.
Zerknąłem na obandażowaną stopę i skrzywiłem się
mimowolnie na widok nabytej dzisiaj kontuzji. Pchnąłem drzwi z impetem i...
zamarłem.
- Co to do cholery za bałagan! - krzyknąłem niby sam do
siebie, ale chciałem, żeby usłyszał to jeszcze ktoś. „Ktoś" kto stał za
tym syfem. Na ziemi leżały ręczniki i brudne ubrania, do tego gdzieniegdzie
znajdowały się kałuże wody. Na umywalce nic nie stało normalnie, wszystko było
porozwalane. W kabinie także. Ciśnienie podskoczyło mi natychmiast, aż miałem
ochotę rozszarpać tego cholernego Minho. Może specjalnie był taki miły, żeby mi
potem zaserwować taką niespodziankę?
Kij z tym, nie sprzątam tego... Zamknę oczy i jakoś to
zdzierżę.
Zamknąłem powieki i wziąłem kilka głębszych oddechów, aby
się uspokoić.
Otworzyłem oczy i przekląłem siarczyście, nie mogąc na to
patrzeć. Jako maniak czystości nie mogłem tego znieść i wpierw zająłem się
sprzątaniem tego pobojowiska...
Wkrótce natrafiłem
na kolejną niespodziankę. Po skończonej pracy w końcu mogłem sobie pozwolić na
upragniony prysznic, ale gdy chciałem wylać trochę mojego żelu pod prysznic na
myjkę, zdziwiłem się. Opakowanie któro kupiłem przed samym wprowadzeniem się
było pełne, a teraz nie chciała lecieć z niego ani kropelka.
- Minho... - wysyczałem przez zęby i nie żałując sobie
użyłem jego żelu, chociaż nie była to przyjemna zemsta, bo miałem całkiem
odmienne gusta jeśli chodzi o zapachy.
Wychodząc
z łazienki, aż się we mnie gotowało. Spodziewałem się spokojnego wieczoru i
odpoczynku w łóżku. A tu co? Minho!
Nie dość, że musiałem tracić czas na sprzątanie to
jeszcze w jakiś ,,magiczny" sposób zniknęła zawartość mojego ulubionego
żelu pod prysznic. Kuśtykałem z zaciętą miną do wspólnego pokoju, gdzie Choi
kontynuował swoje wcześniejsze zajęcie. Spojrzał na mnie pustym wzrokiem, ale
zaraz na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. Stanąłem i założyłem ręce,
mierząc go groźnym spojrzeniem.
- Jak z nogą? Wszystko w porządku? - zapytał, wpatrując sie
swoimi żabimi oczami w moją świeżo owiniętą kostkę. Teraz mu się zebrało na
przejmowanie się swoim współlokatorem?
- Nie, nie jest w porządku. Wytłumacz mi co za syf w
łazience. I czego do jasnej cholery wziąłeś mój żel? - Zaskoczenie na twarzy
Choi przekształciło się na zdezorientowanie i lekkie przerażenie. Wkrótce
jednak rozsiadł się wygodniej na kanapie i ponownie skupił swoją uwagę na
ekranie.
- To zabawne jak chłopak może przejmować się czystością.
Mówiłem ci to dzisiaj na treningu i podtrzymuje tę propozycję, abyś zapisał się
do żeńskiego liceum. Pasowałbyś tam jak ulał. Nawet twój żel pod prysznic
pachniał tak kobieco, że musiałem się go pozbyć - mówił to wszystko
bezuczuciowo, nawet na mnie nie patrząc.
Zaraz, zaraz. On wylał mój żel, bo pachniał inaczej jak
mu odpowiada? Przecież to nienormalne i kretyńskie. Podszedłem do niego bliżej
aby wykrzyczeć mu to w twarz i jeszcze dorzucić kilka ostrzejszych docinek.
Jednak w tym momencie doszedł do mnie znajomy zapach.
Pociągnąłem nosem jeszcze kilka razy, wprawiając w
zakłopotanie chłopaka.
- Co mnie tak obwąchujesz jak pies hydrant? - oburzył się
i prychnął.
Postanowiłem inaczej to rozegrać. Nachyliłem się nad nim
i uśmiechnąłem pobłażliwie.
- Musiałeś się go pozbyć, powiadasz? Czyli sam wolałeś go
zużyć? Skoro twierdzisz, że pachniał kobieco, to może ty masz jakiś problem z
określeniem płci. Hm, nie spodziewałem się tego po tobie... - mówiłem powoli,
grając mu na nerwach i patrząc z lubością jak czerwieni się ze złości.
Jego kolejnej reakcji nie przewidziałem i była ona dla
mnie zaskoczeniem. Brunet zerwał się na równe nogi, zmuszając także mnie do
prostego stania. Popatrzył na mnie z wściekłością, a potem wyrzucił z siebie
kilka zdań, które przyczyniły się do
mojego późniejszego intensywnego analizowania ich w nocy.
- Ja? Ja mam problem? Chyba ty! Myślisz, że nie widziałem
jak dzisiaj patrzyłeś na Jonghyuna? Jak ciele w malowane wrota! Co, może ci się
podoba?
Zabolało, jego słowa przesiąknięte jadem ugodziły mnie
tak mocno, że moja awersja wobec niego wzrosła tak wysoko, że chyba go
nienawidziłem.
- Zamknij się dupku, nic nie wiesz, więc się tym nie
interesuj i nie pchaj nosa w nieswoje sprawy - warknąłem, szokując sam siebie
wypranym z emocji głosem.
Powoli skierowałem się do swojego pokoju, a brunet
wyciągnął zaskoczony rękę jakby chciał mnie zatrzymać, jednak zaraz potem ją opuścił.
Gdy byłem już przy drzwiach, zatrzymałem się słysząc jego skruszony i zarazem
zdezorientowany głos:
- Key, ja.. - powiedział patrząc na mnie jakby trochę przepraszająco.
W tej sytuacji miałem tam gdzie słońce nie dociera, czy
jest teraz bardziej ludzki, czy żałuje, czy chce przeprosić. Popatrzyłem na
niego jak na debila i pozdrowiłem środkowym palcem.
Zatrzasnąłem drzwi, padając na łóżko i gapiąc się w światełka
na suficie imitujące niebo.
Tyle myśli kłębiło się w mojej głowie, więc wiedziałem, że tej nocy najprawdopodobniej nie zasnę. Walnąłem pięścią w poduszkę, chcąc wyładować trochę agresji. Muszę sobie kilka spraw przemyśleć...
Tyle myśli kłębiło się w mojej głowie, więc wiedziałem, że tej nocy najprawdopodobniej nie zasnę. Walnąłem pięścią w poduszkę, chcąc wyładować trochę agresji. Muszę sobie kilka spraw przemyśleć...
Czy mam problem z orientacją? Czy Jjong mi się podoba?
Dlaczego Minho tak wybuchnął? Czy to naprawdę wygląda tak, jakbym był... gejem?